Nie ma końca tego nieszczęścia
Nie ma końca
tego nieszczęścia
Moi rodzice z ostatniego sierpnia na 1 września 1943 r. czuwają całą noc. Są zdecydowani opuścić Siomaki i wyjechać do Maciejowa. Wszystko spakowane, śpimy w odzieży. Nagle głos matki – Uciekajcie, gdzie kto może, koniec naszego życia. Biegnę przez podwórko za stodołę, zacząłem biec w stronę lasu, zaczęto strzelać do mnie, początkowo co kilka sekund, a później bardzo często. Poranienie lewej ręki odczułem, w prawą rękę – kiedy byłem ranny – nie odczułem. Dotarłem do Kowla. Niemiecki lekarz skierował mnie do szpitala w Kowlu.
Gdy nastąpiła cisza, matka wyszła z ukrycia, zobaczyła ojca leżącego przed domem na wznak, twarz i oczodoły były zalane krwią, przy trupie siedziały dwa nasze pieski, ciało brata leżało przy brzegu podwórka.
Henryk Janaczek, były mieszkaniec wsi Siomaki, pow. kowelski w woj. wołyńskim.